Wystawa Niezwykłe Dolnoślązaczki 1918 – 2018 

Pomysłowe, odważne, przebojowe, pełne pasji, waleczne. Kobiety, które wyprzedziły swój czas i kształtowały przyszłość. Dolnoślązaczki, których działania miały realny wpływ na rzeczywistość, na rozwój regionu i świata, na życie wielu osób.

Kobiety z różnych epok, z różnych środowisk, aktywne w różnych dziedzinach życia społecznego. Różni je wiele rzeczy – jedne urodziły się jako arystokratki, inne już w dzieciństwie poznały smak prawdziwej biedy i walki o przetrwanie.

Jest wśród nich specjalistka od produkcji bomb, zdobywczyni ośmiu ośmiotysięczników, kobieta, której głos przebijał się przez orkiestrę, i zbuntowana arystokratka-weterynarz. Są arystokratki, które udoskonalały lokalną gospodarkę, lekarki, które wysłały śmierć na wakacje, i prawniczki, które postawiły się największym reżimom. Jest monarchini, która obniżała daniny podwładnym i zbudowała mobilny szpital,  a także księżniczka i zakonnica, które aktywnie walczyły o prawa kobiet. Wybitne naukowczynie, pasjonatki, buntowniczki, artystki. A może po prostu kobiety, które robiły swoje?

Co je łączy? To, że każda z nich, aby osiągnąć sukces, zrealizować swoje pomysły, marzenia lub – po prostu – żyć w zgodzie z własnymi przekonaniami – napisała własny scenariusz. O ich dokonaniach na pewno kiedyś przeczytamy w podręcznikach historii –  tam, gdzie dziś kobiety są wspominane niemal wyłącznie w roli córek, matek, żon czy kochanek.

Data tej wystawy nie jest przypadkowa. Stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę to też stulecie praw wyborczych Polek. Głos kobiet w Polsce ma równe sto lat i jest już na tyle silny, że można go usłyszeć. Uznałyśmy, że to wystarczająco dobra okazja, by głośno powiedzieć dziewczynom, dziewczynkom, starszym i młodszym Dolnoślązaczkom: przyszłość jest w waszych rękach, możecie ją kształtować, możecie pisać swój scenariusz po swojemu i po swojemu tworzyć własne role w świecie. To jest także wasz świat i możecie go zmieniać.

Na tej wystawie znajdziecie wiele inspirujących opowieści – zapraszamy w podróż do   świata mądrych, silnych, utalentowanych i aktywnych kobiet. Nie musicie wyjeżdżać daleko. To nasz świat, Dolny Śląsk.

Jeśli się rozejrzycie, znajdziecie tu ślady, które po sobie zostawiły. A jeżeli chcecie iść ich śladem – idźcie po prostu swoją drogą.

Po lekturze sprawdźcie się w Wielkim Teście Wiedzy o Dolnoślązaczkach.

Zobaczcie również Kalendarz na Stulecie Praw Kobiet.

Zapraszamy także na Dolnośląski Festiwal Kina Kobiet.

Anna German

Piosenkarka, kompozytorka, aktorka. Wirtuozerią wokalną mogła się równać z najlepszymi piosenkarkami świata. O jej głosie mówiono – słowiczy, anielski. Jej imieniem nazwano główną ulicę w Urgenczu w Uzbekistanie, gdzie w 1936 roku przyszła na świat, a także krążącą wokół Słońca asteroidę. We Wrocławiu, gdzie osiedliła się z mamą i z babcią w 1946 roku i gdzie w latach 60. debiutowała na scenie w teatrze studenckim „Kalambur”, ma pamiątkową tablicę i drzewko w parku przy placu św. Macieja.

U szczytu piosenkarskiej kariery stały przed nią otworem najważniejsze festiwale na świecie. Występowała w krajach bloku wschodniego, a także w  USA, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Australii, Francji, Portugalii, Włoszech, w RFN. Zdobywała laury na festiwalach w San Remo,  Monte Carlo, Cannes, Wiesbaden, Bratysławie, Neapolu, Ostendzie, Sopocie, Opolu, Kołobrzegu i Zielonej Górze. Śpiewała w siedmiu językach.

Miała też bogaty repertuar: od smutnych, sentymentalnych utworów, z których była najbardziej znana, przez radosne i humorystyczne, po arie operowe. Do tych pierwszych należały „Tańczące Eurydyki”, jej pierwszy singiel, kończący się słowami: „Mgły rozwiały się jak przędza. Został tylko, został tylko czarny kot”.

Wyjątkowy głos Anny German fachowcy określali jako sopran spinto, najrzadziej spotykany, o niezwykłej sile, głos kobiecy, charakteryzujący się swobodnym opanowaniem dźwięków od najniższych do najwyższych. Osiągał brzmienie zarówno liryczne, jak i dramatyczne, a na dodatek był to głos, który bez trudu przebijał się przez orkiestrę. Nie bez powodu Anną German zainteresowali m.in. Włosi, specjaliści od bel canta.

Zanim to jednak się stało, czołgała się po kopalniach i jaskiniach – studiowała geologię na Uniwersytecie Wrocławskim. Za namową matki, wywodzącej się z rodziny holenderskich mennonitów, wyznania protestanckiego, zrezygnowała ze studiów w Akademii Sztuk Pięknych (była też utalentowana plastycznie) i wybrała kierunek dający konkretny zawód. Po studiach nie pracowała jednak w wyuczonym zawodzie.

Na drodze do ogromnego światowego sukcesu na estradzie gwałtownie i bezsensownie zatrzymał ją ciężki wypadek  samochodowy w 1967 roku we Włoszech. Wyjechała tam, by robić światową karierę, ale kierowca, który wiózł ją z festiwalu w San Remo rozbił się na Autostradzie Słońca. Po trzech latach wróciła na estradę, zdobywając na festiwalu w Opolu nagrodę za piosenkę „Człowieczy los”.  Po długiej nieobecności wielbiciele z Rosji przywitali ją 30-minutową owacją na stojąco.

W latach 70. Anna dużo koncertowała w ZSRR i nagrywała wiele piosenek po rosyjsku. W tym języku szczególnie lubiła śpiewać.

W 1979 roku zdiagnozowano u niej nowotwór kości. Swoją ostatnią płytę nagrała w ZSRR w 1980 roku, będąc już ciężko chora. Zmarła w 1982 roku w Warszawie, w wieku 46 lat.

W Polsce o niej zapomniano, dla Rosjan pozostała prawdziwą gwiazdą. Jej płyty wciąż są tam wznawiane, a jej piosenki śpiewane. Każdy odcinek serialu o jej życiu, emitowanego tam w 2012 roku przyciągał przed telewizory 22 mln widzów. Serial emitowany był także w Polsce – wtedy  wróciła u nas moda na Annę German.

Przyjaciele wspominają, że nigdy nie miała w sobie nic z gwiazdy: w bezpośrednim kontakcie była bardzo ciepła i autentyczna. Naturalna była też na scenie: nie odbyła regularnych studiów wokalnych, ale miała w sobie ogromną muzykalność oraz bezbłędną intuicję muzyczną. Emanowała wewnętrznym światłem, które było szczególnie widoczne na tle  ponurych czasów.

German1-compressor

Aranka Ostrihansky-Kiszyna

Doskonale wykształcona prawniczka i humanistka, udzielała pomocy prawnej osobom represjonowanym przez władze PRL z powodów politycznych. Znajomi wspominają ja jako adwokatkę „starej daty”, z mocnym poczuciem przyzwoitości i praworządności. Nie wahała się reprezentować oskarżonych w procesach politycznych.

Już w 1968 r., w drugiej fali procesów pomarcowych, była adwokatką Marka Muszyńskiego, studenta fizyki UWr, późniejszego przewodniczącego Regionalnego Komitetu Strajkowego NSZZ ,,Solidarność” Dolny Śląsk. Jednak najgorętszy okres zaczął się dla niej po 13 grudnia 1981 r. Została członkinią Arcybiskupiego Komitetu Charytatywnego we Wrocławiu i wraz z grupą prawniczek i prawników reprezentowała w śledztwach, przed sądami cywilnymi i wojskowymi oraz przed kolegiami działaczy i działaczki „Solidarności” i „Solidarności Walczącej”, osoby drukujące i kolportujące podziemne wydawnictwa czy zatrzymanych w czasie manifestacji. Udzielała też bezpłatnych porad prawnych ich rodzinom.

Aranka Kiszyna broniła m.in. Józefa Piniora, Karola Modzelewskiego, Jolanty Rębisz, członków Komitetów Strajkowych wielkich zakładów pracy oraz studentów. Od 1982 do 1990 r. była adwokatką łącznie w 174 sprawach politycznych. Miała bardzo duży szacunek dla ludzi, którzy umieli ponieść osobistą ofiarę dla dobra kraju, i wspierała ich w każdej sytuacji.

Prawniczki i prawnicy zaangażowani w tego rodzaju działalność narażali swoje kariery zawodowe, ale spotykały ich także inne szykany ze strony Służby Bezpieczeństwa – grożono im, próbowano na różne sposoby przekupić, przeprowadzano kontrole skarbowe, rewizje w domach. Mimo to nie dawali się zastraszyć, nie poddawali się też zniechęceniu i nie szli z władzą na żadne kompromisy, a przecież nawet w latach 80. nikt nie przewidywał, że w 1989 r. Polska Rzeczpospolita Ludowa upadnie.

Halina Aranka Ostrihansky-Kiszyna urodziła się w 1924 r. w Prędocinku k. Radomia. W czasie wojny należała do Armii Krajowej, a po jej zakończeniu, w 1947 r., ukończyła studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim, była też absolwentką Szkoły Nauk Politycznych UJ (1949), a w 1950 obroniła na UJ doktorat z prawa cywilnego. W latach 1947-1950 odbyła aplikację sądową w Krakowie i zdała egzamin sędziowski. Przeszkody polityczne uniemożliwiły jej pracę w wymiarze sprawiedliwości. We Wrocławiu, gdzie zamieszkała, z początku pracowała w Prokuratorii Generalnej. Potem odbyła aplikację adwokacką, pracując równocześnie jako radczyni prawna. Po egzaminie adwokackim, w 1963 roku, przez rok starała się o wpisanie na listę adwokatów we Wrocławiu. Do 2001 r. wykonywała zawód adwokatki we Wrocławiu, a w latach 1999-2001 pełniła funkcję Rzeczniczki Dyscyplinarnej Naczelnej Rady Adwokackiej.

Za swą działalność i postawę w okresie PRL otrzymała szereg odznaczeń: Arcybiskupi Pierścień Tysiąclecia Archidiecezji Wrocławskiej, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski oraz medal 60-lecia Izby Adwokackiej we Wrocławiu. W październiku 2008 r., tuż przed śmiercią, otrzymała tytuł „Zasłużonej dla NSZZ Solidarność”.

 

 

Aranka Kiszyna

Daisy von Pless

Na Daisy von Pless (Marię Teresę Oliwię Hochberg von Pless) patrzymy jak na postać z filmu: piękna księżna, zamki i pałace, wystawne uczty, pełne przepychu bale i kostiumy, flirt z cesarzem, luksus i podróże po świecie.  Tymczasem była ona kobietą z krwi i kości, która potrafiła wyjść poza granice przyjemnego, komfortowego świata arystokracji, co na przełomie XIX i XX w. należało do rzadkości. Powiedzieć, że była wrażliwą społecznie „księżną z dobrym sercem”, byłoby przy tym następnym filmowym uproszczeniem. Zaczęła od organizowania koncertów charytatywnych na rzecz ubogich robotników (podczas których – ku zgorszeniu niemieckich arystokratów – sama śpiewała), a z czasem rozwinęła działalność i przyczyniła się do poprawy losu robotników, w tym pracujących matek i ich dzieci, ubogich dziewcząt i niepełnoprawnych mieszkańców Wałbrzycha.

Ale najpierw kilka dat i faktów z jej biografii. Urodziła się w 1873 r. w zamku Ruthin w hrabstwie Denbighshire w Walii, a w 1891 r. wyszła za Jana Henryka XV Hochberga von Pless, księcia pszczyńskiego. Ślub odbył się w Westminsterze, z poparciem i błogosławieństwem angielskiej rodziny królewskiej. Dzisiaj już samo to czyniłoby z niej celebrytkę. Od tej pory była księżną pszczyńską (Fürstin von Pless), hrabiną von Hochberg (Reichsgräfin von Hochberg), baronową na Książu (Freiin zu Fürstenstein), należała do najlepszego towarzystwa, crème de la crème europejskiej arystokracji. Daisy wyróżniała się w tym towarzystwie, m.in. nieposkromioną energią i fantazją.

W działalność charytatywną angażowała się w bardzo konkretny i konstruktywny sposób, nie stroniąc od ciężkiej pracy i trudnych do rozwiązania problemów. Z jej inicjatywy budowano szpitale, powstała szkoła dla niepełnosprawnych dzieci, opiekowała się sierocińcem dla dzieci robotników, szkołą dla ubogich dziewcząt, przychodnią dla pracujących kobiet, wprowadziła system stacji z darmowym pasteryzowanym mlekiem dla niemowląt, skutecznie zlikwidowała zanieczyszczenie wody pitnej w Wałbrzychu. Tworzyła również szkoły koronkarskie i robótek ręcznych – nie brzmi to może nadzwyczaj efektownie, ale weźmy poprawkę na czasy. Edukacja, w tym zawodowa, była wtedy dla kobiet praktycznie niedostępna. A fach w ręku otwierał przed kobietami możliwości samodzielnego utrzymania i niezależności. Daisy, korzystając ze swojej uprzywilejowanej pozycji, zajmowała się też promocją ich wyrobów.

Była też pacyfistką w czasach szalejących nacjonalizmów i wojen światowych. W tym przypadku jej wrażliwość również wyrażała się w konkretnych działaniu. W  czasie I wojny światowej Daisy była m.in. sanitariuszką w pociągach sanitarnych, pracowała w austriackim szpitalu wojskowym w Belgradzie, zadbała też o sprowadzenie wyspecjalizowanej służby zdrowia do szpitala polowego w Szczawnie Zdroju.

Po I wojnie Daisy miała wiele problemów: rozwód w 1922 r., tarapaty finansowe, postępujące choroby, później też szykany ze strony nazistów. Jednak jeszcze w czasie II wojny, mimo bardzo złego stanu zdrowia, wysyłała paczki żywnościowe więźniom Gross-Rosen. Zmarła w 1943 r.

 

Daisy2_fundacja

Edyta Stein

Filozofka, teolożka i działaczka społeczna, zaangażowana w działania na rzecz kobiet. Intelektualistka, która ze względu na płeć nie mogła znaleźć pracy na uczelni. Żydówka, która uważała się za ateistkę, a później przeszła na katolicyzm i została świętą, a nawet patronką Europy. Autorka – jakże trafnych słów – że żadna kobieta nie jest tylko kobietą.

Edyta Stein urodziła się w 1891 r. we Wrocławiu, na dzisiejszym Nadodrzu, jako jedenaste dziecko pobożnego żydowskiego małżeństwa, w Dniu Pojednaniu (Jom Kipur), najważniejszego żydowskiego święta.

Miała dwa lata, kiedy umarł jej ojciec. Od tego czasu matka sama troszczyła się o rodzinę. Dzieci nie naśladowały jej w praktykach religijnych. Edyta, która ogłosiła się ateistką, po zakończeniu gimnazjum przez cztery semestry studiowała germanistykę, historię, psychologię i filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim. W roku 1911 była jedną z nielicznych dziewczyn na uczelni. Aktywnie działała w kilku stowarzyszeniach: Związku Studentek, Pruskim Związku dla Prawa Głosu Kobiet, Związku ds. Reformy Szkolnictwa oraz Grupie Pedagogicznej. Była zafascynowana filozofią i psychologią, jednak studia doprowadziły ją do przekonania, że „ta nauka tkwi jeszcze w powijakach, że brak jej wciąż koniecznego fundamentu w postaci jasnych pojęć i że sama nie jest w stanie tych pojęć wypracować”.

Zaintrygowana Edmundem Husserlem, twórcą fenomenologii, kontynuowała studia filozoficzne w Getyndze jako jego uczennica. W 1916 r. obroniła doktorat z wynikiem summa cum laude – co jak na tamte czasy było niebywałym osiągnięciem (tym większym, że kobiety nie były akceptowane w kręgach naukowych). Po wojnie wstąpiła do Niemieckiej Partii Demokratycznej. Już wcześniej nurtował ją problem „podwójnego zawodu kobiet”. Walczyła o urzeczywistnienie idei emancypacji kobiet, o równouprawnienie polityczne i dostęp do możliwości kształcenia. Jej próby zatrudnienia się na którymś z uniwersytetów kończyły się niepowodzeniem – niemieckie uczelnie nie zatrudniały wtedy kobiet.

Za sprawą Maxa Schellera, filozofa–agnostyka, który przeszedł na katolicyzm, zaczęła interesować się chrześcijaństwem oraz katolicką myślą filozoficzną i teologiczną. Latem 1921 r. pod wpływem lektury biografii św. Teresy z Avili, Edyta Stein postanowiła przyjąć chrzest katolicki (jej matka nigdy tego nie zaakceptowała). Zaczęła się też nosić się z myślą wstąpienia do klasztoru. Przez osiem lat pracowała jako nauczycielka w szkole św. Magdaleny w Speyer. W tym czasie powstały jej najważniejsze teksty dotyczące emancypacji kobiet.  Trudności związane z byciem kobietą znała z własnego doświadczenia: podejmowała kolejne starania o uzyskanie habilitacji, ale kolejne uniwersytety jej odmawiały. Nadal poświęcała się nauce, publikowała kolejne rozprawy, tłumaczenia m.in. dzieł św. Tomasza z Akwinu.

W 1932 r. otrzymała wreszcie docenturę w Wyższym Instytucie Germańskim Pedagogiki Naukowej w Münster. Niespełna rok później Hitler został Kanclerzem Rzeszy i wprowadził w życie ustawę o nie-Aryjczykach, nakazując usuwanie Żydów ze wszystkich urzędów publicznych.

25 lutego 1933 r. docent Stein poprowadziła swój ostatni wykład. Wiosną napisała list do papieża Piusa XI, apelując o potępienie przez Kościół działań rządu Hitlera, który nazywa siebie „chrześcijańskim”. W tym samym roku wstąpiła do zakonu karmelitanek bosych w Kolonii, przyjmując imię „s. Teresa Benedykta od Krzyża”. Za zgodą przełożonych kontynuowała pracę naukową. Wtedy powstało jej dzieło „Byt skończony, a byt wieczny”.

Została zamordowana w 1942 r., w komorze gazowej Auschwitz-Birkenau, razem ze swoją siostrą Różą i współwięźniami.

Edith_Stein_(ca._1938-1939)

Ewa Szumańska – Szmorlińska

„Będąc młodą lekarką, przyszedł raz do mię pacjęt…”  – najwięcej z nas kojarzy jej głos przede wszystkim ze słuchowiska „Z pamiętnika młodej lekarki”, którego była autorką i w którym tytułową postać odgrywała sama, a w rolę pacjenta wcielał się Jan Kaczmarek. Ironiczne, z dystansem, ale też niezwykle trafne spojrzenie na polską rzeczywistość, jak w soczewce pokazujące jej absurdy, przyniosło słuchowisku ogromną popularność.

Na życiorys Ewy Szumańskiej składa się jednak również kilkanaście innych ról, część z nich wymagała poczucia humoru i lekkiego pióra, część odwagi, zarówno wojskowej, jak i cywilnej. Ale po kolei.

Ewa Szumańska urodziła się w 1921 r. w Warszawie, niezależności i samodzielności uczyła się od matki, pianistki. W dorosłość wchodziła w czasie okupacji: maturę zdała na tajnych kompletach, była studentką podziemnego Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej, została też żołnierką Polskiego Państwa Podziemnego pod pseudonimem „Wanda II”. Działała w kontrwywiadzie Armii Krajowej (przy komendzie głównej ZWZ AK), brała również udział w Powstaniu Warszawskim. Jeszcze w czasie powstania zadebiutowała jako reportażystka, na łamach „Biuletynu Informacyjnego” Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK.

Rozwinęła skrzydła, gdy tylko zakończyła się wojna i wyszła z obozu jenieckiego. Była wszechstronnie utalentowana: studiowała filozofię i historię sztuki, jako aktorka teatralna występowała na scenach krakowskich, łódzkich i wrocławskich, pisała do prasy, a w późniejszych latach była autorką utworów dramatycznych, scenariuszy filmowych i felietonów. Z powodzeniem realizowała się również w reportażach podróżniczych. Dalekie podróże, które odbywała często sama, tylko z bagażem podręcznym, groszami w kieszeni i z nadzieją na spotkanie życzliwych ludzi, były jej wielką pasją – po wojnie zapisała się do Klubu Marynistów i zaczęła pływać po świecie na statkach polskiej marynarki handlowej. Dzięki podróżom napisała m.in. książki „Tunes, Tunes”, „Moi przyjaciele Latynosi” czy „Skrwawione wzgórza Afryki”.

Przede wszystkim zapisała się jako autorka słuchowisk radiowych, a szczególnie pociągały ją programy rozrywkowe, wyróżniające się inteligentnym humorem i kreowane przez wybitne osobowości. Swój talent satyryczny realizowała w legendarnych programach –  współtworzyła Studio 202 w Polskim Radiu Wrocław, występując m.in. w cyklu „Rycerzy trzech”, a w radiowej „Trójce” pisała teksty do magazynu „60 minut na godzinę”. W tamtych czasach kobiet na polskiej scenie kabaretowej praktycznie nie było.

Dwukrotnie bliżej zainteresowała się nią polityka. W czasie stanu wojennego trafiła przed komisję weryfikacyjną, nie wyraziła jedna „skruchy”, dodatkowo otwarcie kwestionując kompetencje członków komisji do oceniania dziennikarzy, i w efekcie została zmuszona do odejścia z Polskiego Radia. Z kolei w 2007 r. odmówiła złożenia oświadczenia lustracyjnego, oświadczając: „Nie podpisałam pisemka, które należało podpisać, aby udowodnić, że się nie jest wielbłądzicą”.

Do 2010 r. była felietonistką „Tygodnika Powszechnego”. Zmarła w 2011 r. we Wrocławiu, w którym mieszkała od lat 40. W wywiadzie kilka lat wcześniej powiedziała, że chciałaby przeżyć swoje życie jeszcze raz, od początku do końca.

14.01.2003 WROCLAW , EWA SZUMANSKA - SZMORLINSKA Z MEZEM ZBIGNIEWM SZMORLINSKIM W ICH MIESZKANIU .
FOT . MIECZYSLAW MICHALAK / AGENCJA GAZETA

Freya von Moltke

Prawniczka, która wspólnie z mężem działała w opozycji antyhitlerowskiej, słynnym Kręgu z Krzyżowej.  Jego członkowie, już na początku wojny, w okresie wielkich sukcesów militarnych III Rzeszy, dyskutowali o przyszłości Niemiec i Europy po upadku reżimu nazistowskiego. Przywiązywali znaczenie do wartości demokratycznych i wspólnych dla wszystkich Europejczyków.

Urodziła się w 1911 r. w Kolonii, jako Freya Deichmann. W 1930 roku rozpoczęła studia prawnicze. Z przyszłym mężem, Helmuthem Jamesem von Moltke, prawnikiem, wywodzącym się ze starej pruskiej arystokracji, połączyła ich nie tylko miłość, ale też podobna wrażliwość społeczna.

Już od momentu przejęcia władzy przez nazistów oboje nie mieli żadnych złudzeń do co brutalnej natury tego reżimu. Rozważali emigrację, ale ostatecznie zdecydowali, że ich miejsce jest w Niemczech.

W 1935 r. Freya – już jako pani von Moltke – obroniła doktorat na Wydziale Prawa Uniwersytetu Humboldta w Berlinie, a następnie przeniosła się na Dolny Śląsk, by po śmierci teściowej zarządzać należącym do rodziny majątkiem w Krzyżowej, podczas gdy Helmuth pracował w Berlinie.

Na początku 1940 r. Helmuth James von Moltke oraz Peter Yorck von Wartenburg zainicjowali działalność grupy opozycjonistów. W Krzyżowej odbyły się trzy najważniejsze spotkania Kręgu. Freya brała udział w spotkaniach i dyskusjach i pracowała nad tekstami Kręgu.

Po nieudanym zamachu na Hitlera, przeprowadzonym 20 lipca 1944 roku pod kierownictwem Clausa von Stauffenberga, duża część członków Kręgu z Krzyżowej (tę nazwę nadało grupie gestapo) została oskarżona o zdradę stanu. Jako wrogowie III Rzeszy zostali skazani na śmierć. Wśród nich był Helmuth von Moltke.

Freya von Moltke wraz z synami uniknęła aresztowania, a dokumenty świadczące o działalności Kręgu oraz listy męża ukryła na strychu i w pałacowej w pasiece.  Bezskutecznie walczyła o zwolnienie męża z więzienia. Do końca wspierała go w listach, przekonana o słuszności ich postępowania.

Po wojnie wyemigrowała z synami (8-letnim Helmuthem Casparem i 4-letnim Konradem) do Afryki Południowej. Wróciła do Niemiec w 1956 roku, by w latach 60. wyjechać do USA.

Po 1989 r. czynnie wspierała utworzenie w polskiej Krzyżowej europejskiego miejsca spotkań młodzieży. Gdy w 1990 r. powstała Fundacja „Krzyżowa” dla Porozumienia Europejskiego,  została honorową przewodniczącą zarządu i rady Fundacji, aktywnie i energicznie wspierając jej działalność. Podkreślała, że jest dumna i szczęśliwa, że w dawnym majątku jej rodzina działa inicjatywa służąca pojednaniu i porozumieniu polsko-niemieckiemu.

Zadbała o to, by historia i dziedzictwo Kręgu z Krzyżowej nie zostało zapomniane. Wydała m.in. listy swojego męża oraz swoje „Wspomnienia z Krzyżowej”. Za działalność w opozycji antyhitlerowskiej i  rolę kronikarza Kręgu otrzymała wiele nagród. Do końca życia pozostała skromna, podkreślając, że jej rolą w Kręgu z Krzyżowej było dbanie o to, by przyjaciele mogli się spotykać.

Zmarła w wieku 98 lat, w 2010 r. w USA, w Norwich (stan Vermont).

 

1932 ca. Freya Berghaus

Friederike Karoline von Reden

Bez niej Kotlina Jeleniogórska i Karpacz nie byłyby tym samym. Miała wszechstronne zainteresowania – od botaniki, przez sztuki piękne, po logistykę, gospodarkę i kwestie społeczne.

Urodziła się w 1774 r. w miejscowości Wolfenbüttel, w Dolnej Saksonii. Jej ojcem był generał Friedrich Riedesel Freiherr zu Eisenbach-Lauterbach, który dowodził m.in. zaciężną jednostką z Brunszwiku w czasie amerykańskiej wojny o niepodległość (walczącą po stronie angielskiej). Generał zabrał ze sobą do Ameryki żonę i dzieci, a po bitwie pod Saratogą wraz z nimi dostał się do niewoli. Wczesne dzieciństwo spędziła więc w Nowym Świecie, do Europy wróciła w 1783 roku.

W 1802 r. wyszła za grafa Friedricha Wilhelma von Reden, arystokratę zajmującego się innowacjami technicznymi. Gdy w pięć lat po ślubie stracił posadę ministra górnictwa i hutnictwa, na stałe zamieszkali w Bukowcu, w Kotlinie Jeleniogórskiej. Wspólnie rozwijali m.in. imponujący park, odwiedzany i podziwiany przez znamienitych gości, w tym artystów z całej Europy.

W 1815 r. jej mąż zmarł, a Friederike zajęła się rozwijaniem posiadłości. Sprawiła, że zamek w Bukowcu stał się jednym z najważniejszych miejsc dla śląskiej i pruskiej arystokracji. To był sukces na niwie towarzyskiej, ale z energią działała też w innych obszarach.

Lokalną gospodarkę znała od podszewki i stale szukała udoskonaleń, w różnych branżach. Interesowała się m.in. produkcją rolną, od jakości owoców i warzyw, po wytwarzanie wędlin. Fascynowała ją botanika. Friederike eksperymentowała z nowymi produktami spożywczymi, w tym gatunkami zbóż, hodowała też m.in. drzewa i krzewy. Poza tym, zarządzała browarem, jak również była dostawcą lnu dla króla oraz dla pruskiej armii.

Jako prezydentka Towarzystwa Biblijnego, sprawnie organizowała całą sieć pomocy społecznej i działalności dobroczynnej. W czasie ciężkich zim prowadziła bezpłatne kuchnie dla ubogich, szczególnie w górskich wioskach, a podstawowe artykuły spożywcze – jak mąka, kartofle i chleb – zapewniała im w bardzo niskich cenach. Sfinansowała budowę szkoły i szpitala, stworzyła aptekę zielarską.

W 1844 r., gdy wybuchło powstanie śląskich tkaczy, zdesperowanych z powodu bardzo niskich płac i uciążliwej pracy, Friederike pomagała im i ich rodzinom, dostarczając żywność oraz, jeśli tylko mogła, starała się poprawić warunki ich pracy. Jej postawa spowodowała, że powstańcy powstrzymali się od wtargnięcia w Kotlinę.

Friederike przyjaźniła się z królem Prus, Fryderykiem Wilhelmem III. Zaproponowała mu przyjęcie ponad 400 Tyrolczyków z doliny Zillertal, protestantów prześladowanych w swojej ojczyźnie za przekonania religijne. Zadbała o ich schronienie – zamieszkali we wsi Mysłakowice, gdzie nadal możemy oglądać domy zbudowane w stylu tyrolskim.

Nadzorowała też bardzo skomplikowaną logistycznie operację przeniesienia XII-wiecznego kościoła Wang, pochodzącego z południowej Norwegii, do Karpacza, gdzie możemy podziwiać go do dzisiaj – sama znalazła odpowiednią lokalizację. Znajdziemy tam też pomnik z pamiątkową tablicą poświęconą hrabinie von Reden. Jego postawienie zlecił, już po jej śmierci, Fryderyk Wilhelm IV, król Prus, z którym również łączyły ją bardzo dobre relacje.

Zmarła w 1854 r. w Bukowcu.

hr. F. von Reden 2 kopia-min (1)

Hanna Hirszfeldowa

Profesorka nauk medycznych, lekarka z powołania, tytan pracy, pediatra i twórczyni wrocławskiej naukowej szkoły pediatrycznej, a także hematolożka, alergolożka, immunolożka, serolożka i seroantropolożka. Biografia Hanny Hirszfeldowej przypomina przekładaniec, złożony z intensywnej pracy lekarskiej, osiągnięć naukowych i dramatycznych wydarzeń historycznych.

Urodziła się w 1884 r. pod Warszawą, studia medyczne ukończyła w 1908 r. w Montpellier i w Paryżu (ówczesne przepisy nie pozwalały kobietom na studia w kraju). W tym samym roku  uzyskała stopień doktora medycyny i chirurgii na uniwersytecie w Berlinie, gdzie studiował i obronił się także jej przyszły mąż Ludwik. Małżonkowie pracowali w Zurychu, gdzie Hanna była asystentką w klinice dziecięcej i prowadziła działalność naukową.

W czasie I wojny światowej mogła spokojnie i wygodnie pozostać w Szwajcarii, ale wybrała pracę lekarki wojskowej i pomoc najbardziej wówczas potrzebującym, w niezwykle trudnych warunkach i ze świadomością niebezpieczeństwa. Pracowała w szpitalu polowym na froncie serbskim, w samym centrum epidemii tyfusu plamistego, a następnie w Salonikach, na kolejnym froncie bałkańskim, gdzie wspólnie z mężem prowadzili badania dotyczące pochodzenia grup krwi.

W późniejszych latach Hirszfeldowie również działali jak zgrany, wzajemnie wspierający się i inspirujący zespół naukowy. Po 1918 r. wrócili do niepodległej już Polski. Hanna w okresie międzywojennym była ordynatorką w Klinice Pediatrii Uniwersytetu Warszawskiego. W czasie okupacji trafiła wraz z mężem do getta, gdzie została ordynatorką oddziału niemowlęcego filii szpitala Bersonów i Baumanów. Do dyspozycji nie miała praktycznie żadnych środków, a mimo to starała się pomagać chorym na gruźlicę, walczyła z chorobami zakaźnymi czy skrajną chorobą głodową. Przed likwidacją getta zdołali uciec na „aryjską” stronę, musieli się ukrywać, wkrótce po ucieczce zmarła ich jedyna córka Maria.

Pomimo wszystkich tych przeżyć i osobistego dramatu, od momentu gdy tylko mogła, Hanna od nowa rzuciła się w wir pracy. Już w 1944 r. została ordynatorką Szpitala Dziecięcego w Lublinie. Do Wrocławia Hirszfeldowie przyjechali tuż po zakończeniu wojny. Hanna współtworzyła w zniszczonym mieście Akademię Medyczną, pod jej kierownictwem został również otwarty pierwszy po 1945 r. oddział dziecięcy na Dolnym Śląsku. Klinika składała się z 6 oddziałów, była wyposażona w laboratorium i kuchnię mleczną (znajdował się tu też punkt zbiórki naturalnego mleka kobiecego). Dwa lata później z inicjatywy Hanny Hirszfeldowej przy klinice uruchomiono żłobek, a także pierwszą w Polsce szkołę pielęgniarską.

W 1954 r. Hanna została kierowniczką Katedry Diagnostyki Oddziału Pediatrii Akademii Medycznej we Wrocławiu. Zajmowała się także pracą naukową: problematyką choroby głodowej, hematologii dziecięcej, czynności układu wegetatywnego, choroby reumatycznej i – wspólnie z mężem – konfliktu serologicznego. Za prace nad przyczynami poronień i wad rozwojowych otrzymała w 1955 r.  nagrodę państwową. Poza prowadzeniem ważnych badań naukowych, zajmowała się też organizacją polskiego życia naukowego w mieście. Założyła m.in. wrocławski oddział Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego i została jego pierwszą przewodniczącą.

Zmarła w 1964 r. we Wrocławiu, 10 lat po śmierci męża, pozostawiając po sobie mocny ośrodek pediatryczny.

 

Hanna_Hirszfeldowa001

Jadwiga Śląska

Mobilny, podróżujący wraz z dworem, szpital dla ubogich, kuchnia polowa dla biednych, wydająca posiłki rano i wieczorem, szpital dla trędowatych w Środzie Śląskiej, hospicjum, lecznica w Trzebnicy. To przykłady przedsięwzięć Jadwigi Śląskiej. Biorąc pod uwagę realia średniowiecza, stworzyła na Dolnym Śląsku dość rozbudowany system opieki społecznej, na dodatek działający „blisko człowieka”.  Nietypowo dla swojej epoki, zależało jej również na tym, by ułatwić życie chłopów. Dlatego obniżała im daniny, wspierała poszkodowanych w powodziach i w wyniku nieurodzajów, myślała też o gromadzeniu zapasów na wypadek klęsk żywiołowych.

Jadwiga (Hedwig) urodziła się między 1178 a 1180 r. w Andechs w Bawarii, jako córka hrabiego Bertholda von Andechs, księcia Meranii. Jej rodzina zajmowała znaczącą pozycję w ówczesnej polityce europejskiej, a samo Andechs było dość ruchliwym miejscem. Wychowywano ją jednak w klasztorze benedyktynek w Kitzingen koło Würzburga, dokąd trafiła już w wieku 5 lat. Jak się  wydaje, uformowało ją to na całe życie pod względem religijnym. Otrzymała tam również stosowną dla młodej kobiety z jej sfery edukację, benedyktynki nauczyły ją m.in. pisania, sztuki artystycznych haftów, śpiewu i gry na instrumentach, dworskich form obyczajowych czy prowadzenia gospodarstwa domowego.

Zgodnie ze średniowiecznym modelem, jej małżeństwo było elementem polityki rodowej. Najpierw miała poślubić żupana (księcia) zachodniej Serbii. Sytuacja polityczno-militarna jednak się zmieniła i do tego małżeństwa nie doszło. Zrealizowany został kolejny projekt Andechsów – jako 12-latka Jadwiga została wydana za mąż za Henryka I Brodatego, księcia wrocławskiego, a już rok później została matką (miała co najmniej sześcioro dzieci).

Jadwiga na pewno wniosła na dwór Henryka wiele elementów zachodniej kultury dworskiej. Wiele wskazuje na to, że to ona nauczyła Henryka pisać. Unikała jednak przepychu i wystawnego życia – dzisiaj powiedzielibyśmy może, że była minimalistką. Poza tym, popierała sprowadzanie na Dolny Śląsk, w tamtym okresie nadal słabo zagospodarowany, osadników z krajów zachodnich. Jeśli istniała taka potrzeba, czynnie angażowała się też w bieżącą politykę. Gdy Henryk I Brodaty, w trakcie wojny o Małopolskę, którą toczył z księciem mazowieckim Konradem, dostał się do niewoli, osobiście i skutecznie negocjowała warunki uwolnienia męża.

Oboje byli bardzo religijni, ufundowali wiele kościołów, a także klasztor cysterek w Trzebnicy. Był to pierwszy klasztor żeński na Śląsku, a zamieszkały w nim cysterki z niemieckiego Bambergu. Wraz z upływem lat religijność Jadwigi miała charakter coraz bardziej ascetyczny i mistyczny. W 1209 r. wspólnie z mężem złożyli nawet śluby czystości. Po 20 latach małżeństwa, za zgodą męża, przeniosła się do klasztoru, chociaż nigdy nie złożyła ślubów zakonnych. Dzięki temu pozostała niezależna i nadal mogła swobodnie dysponować swoim majątkiem. W 1241 r. jej syn, Henryk II Pobożny, zginął w bitwie pod Legnicą. Jadwiga zmarła niedługo później, w 1243 r. w Trzebnicy. Jej rozległa działalność dobroczynna i prospołeczna, a także fakt, że potrzebującym i chorym często pomagała osobiście, sprawiły, że jeszcze za życia była uznawana za świętą. Oficjalnie kanonizowana została już w 1267 r. Od tamtej pory jest uznawana za patronkę Śląska.

Jadwiga_pomnik-compressor

 

Maria hrabina von Maltzan

Buntowniczka z wyboru, nonkonformistka, śląska arystokratka nieznosząca konwenansów świata arystokracji, wielbicielka fauny i flory, osoba z niewyczerpalnym arsenałem odwagi, z którego czerpała aż do brawury, gdy chodziło o ratowanie innych, bez wahania na szalę stawiała własne życie.

Maria Helene Francoise Izabel Gräfin von Maltzan, tak brzmiało jej pełne nazwisko, urodziła się w 1909 r. w Miliczu, w zamożnej rodzinie należącej do starej śląskiej szlachty, w malowniczej okolicy Doliny Baryczy i stawów hodowlanych. Była najmłodsza spośród siedmiorga rodzeństwa, od początku niepokorna, impulsywna, postępująca zdecydowanie, zawsze zgodnie z własnym przekonaniem o tym, co jest słuszne. Ten rys charakteru pozostał jej na całe życie. Wbrew matce, z którą miała nienajlepsze relacje, studiowała zoologię i botanikę, a później weterynarię, obroniła doktorat z ichtiologii. Miała fantazję: w 1934 r. wybrała się w podróż samochodem przez całą północną Afrykę, od Maroka po Egipt, śladami Heinricha von Maltzan, swojego przodka, który odbył podobną podróż w połowie XIX w. Maria wróciła do Niemiec opanowanych już przez nazistów.

Do III Rzeszy nastawiona była wrogo i nie ukrywała tego od momentu przejęcia przez nazistów władzy, co zamknęło jej drogę do kariery naukowej. Poza tym przyjaźniła się z Żydami i aktywnie angażowała się w ruch oporu, współpracując z różnymi grupami opozycji antynazistowskiej. A w czasie wojny we własnym, niewielkim mieszkaniu w Berlinie – będącym pod obserwacją, a nawet przeszukiwanym przez gestapo – ukrywała żydowskiego pisarza Hansa Hirschela. Został później jej mężem, zresztą dwukrotnie, w odstępie 20 lat.

Żydów ratowała też we współpracy ze szwedzką parafią w Berlinie, po wyrwaniu z rąk gestapo lokując ich w bezpiecznych kryjówkach do momentu, kiedy mogli zostać przetransportowani do Szwecji. Ocaliła w ten sposób co najmniej 60 osób. W 1987 roku otrzymała za to medal „Sprawiedliwy wśród narodów świata”.

Wojenne losy Marii von Maltzan przypominają gotowy scenariusz na film. Nic dziwnego, że na ich podstawie rzeczywiście taki powstał („Forbidden”, reż. Anthony Page, z Jacquelline Basset w roli głównej). Sama Maria podobno nie była nim zachwycona.

Tuż przed końcem wojny przeżyła osobisty dramat – jej dziecko umarło w inkubatorze, kiedy w  berlińskim szpitalu po bombardowaniu zabrakło prądu. Skrajne przeżycia, trudne warunki życia i ciągły, intensywny stres w końcu odcisnęły na niej swoje piętno: Maria uzależniła się od leków i narkotyków, straciła (czasowo) prawo do wykonywania zawodu weterynarza, spędziła jakiś czas w klinice psychiatrycznej, miała za sobą próbę samobójczą.

Powoli znowu stawała jednak na nogi. Najpierw utrzymywała się pracując jako pakowaczka, salowa i sprzątaczka, aż w końcu odzyskała licencję weterynarza. W latach 80. mieszkała i prowadziła własną praktykę weterynaryjną w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg, zamieszkiwanej w tamtych czasach przez imigrantów. Głośno i otwarcie protestowała, gdy policja używała przeciwko nim siły. Zmarła w 1997 roku w Berlinie. Swoje wspomnienia, wydane też po polsku, zatytułowała: „Bij w werbel i nie lękaj się”.

 

Maria_von_Maltzan_in_1916

Marianna Orańska

Myślała strategicznie, działała z rozmachem – interesował ją rozwój przemysłu, infrastruktury transportowej, gospodarka leśna. Z powodzeniem zarządzała rozległym majątkiem, na swych ziemiach dbała też o powszechną edukację i stworzyła system opieki społecznej. Ale jak to się stało, że niderlandzka księżniczka związała się z Dolnym Śląskiem?

Marianna Orańska, a dokładniej: Wilhelmina Fryderyka Luiza Charlotta Marianna von Nassau-Oranien, była córką Wilhelma, później pierwszego króla Zjednoczonych Niderlandów, oraz królewny pruskiej Wilhelminy Fryderyki Luizy. Na Dolny Śląsk pewnie nigdy by nie trafiła, gdyby nie geopolityka. Po zajęciu Niderlandów przez Napoleona jej rodzina musiała przez dłuższy czas uchodzić – dlatego Marianna urodziła się w 1810 roku w Berlinie, a także szukać sobie nowych włości. Matka Marianny kupiła wtedy posiadłości w okolicach Henrykowa i Kamieńca Ząbkowickiego. W 1830 r. Marianna wyszła za Albrechta von Hohenzollern i zamieszkała w Berlinie, ale nie lubiła dworskiego życia i gdy tylko miała taką możliwość, przeniosła się z mężem na Śląsk, do Kamieńca Ząbkowickiego, w którym kazała wznieść neogotycką, imponującą do dziś rezydencję.

Sukcesywnie powiększała odziedziczone po matce posiadłości, kupując grunty w Górach Bialskich, Bystrzyckich i w Masywie Śnieżnika. Posiadała dwa miasta i 35 wsi. Postawiła na transport – rozbudowała sieć dróg, co umożliwiało ruch w lokalnej gospodarce i dawało dostęp do olbrzymich lasów. Przyciągała nowych osadników. Rozbudowując przemysł, umiała wykorzystać miejscowe zasoby naturalne. Zbudowała piec hutniczy, fryszerkę i szlifiernię, przetwarzające rudę żelaza, założyła również kamieniołom marmuru i hutę szkła. Ale to nie wszystko. O rozwoju myślała wszechstronnie i działała też w innych kierunkach. Można ją uznać za prekursorkę nowoczesnej turystyki, w tym leczniczej. Wykorzystywała w tym celu uzdrowiskowe walory Lądka-Zdroju, odkryła też turystyczne atuty Międzygórza. Sama również wspięła się na szczyt Śnieżnika – w tamtych czasach takie zainteresowania należały do rzadkości. Do dziś w Masywie Śnieżnika znajdziemy upamiętniające ją nazwy, jak np. Mariańskie Skały.

Istotny był dla niej także rozwój społeczny i działalność dobroczynna. Finansowała remont starych i budowę nowych domów na wsiach, założyła szkołę hafciarską dla dziewcząt, tzw. Kasę Wdowią, szkołę, ochronkę dla małych dzieci, szpital, wspierała kościoły, zarówno ewangelicki, jak i katolicki. Zapewniała też wynagrodzenie nauczycielom, dofinansowywała szkoły, wspierała uczniów z uboższych rodzin, a szczególnie zależało jej na kształceniu dzieci chłopskich. To wszystko w czasach, gdy państwowe instytucje czy inicjatywy tego rodzaju jeszcze praktycznie nie istniały.

Natomiast w życiu osobistym wiodło jej się nie najlepiej. W 1848 r., w atmosferze skandalu obyczajowego, rozwiodła się z Albrechtem, związała się z innym mężczyzną, urodziła nieślubne dziecko. Wszystko to sprawiło, że w oczach berlińskiego dworu znalazła się na cenzurowanym. Nie mogła kontaktować się z dziećmi z małżeństwa z Albrechtem, a na terenie Prus mogła przebywać nie dłużej niż 24 godziny, za każdym razem meldując się na policji. Dlatego kupiła posiadłości tuż za granicą, po austriackiej wtedy stronie śląska. Z granicznego grzbietu Gór Złotych mogła bez przeszkód oglądać swoje włości w Prusach. Na stałe mieszkała już wtedy w rodowym księstwie Nassau, gdzie zmarła w 1883 roku.

Prinses_Marianne_van_Oranje-Nassau

Prof. dr hab. Janina Bogusławska-Jaworska

Ten szpital to ona – mówiło się we Wrocławiu. Założyła i przez wiele lat kierowała Kliniką Onkologii i Hematologii Dziecięcej we Wrocławiu, która jest dziś czołowym w świecie ośrodkiem leczenia chorób nowotworowych u dzieci. Była twórczynią systemowego leczenia nowotworów wieku dziecięcego w Polsce, i całe swoje życie – zawodowe i naukowe poświęciła walce o szybszą diagnostykę i sprawniejsze leczenie dzieci chorych na nowotwory.

Zanim się pojawiła, lekarze traktowali pracę na dziecięcym oddziale onkologicznym jak zesłanie. Panujące tam warunki higieniczne i sanitarne były skandaliczne, a na sto dzieci udawało się uratować dziesięcioro, może piętnaścioro. W praktyce nie istniała wtedy onkohematologia dziecięca z prawdziwego zdarzenia. Prof. Bogusławska-Jaworska, obejmując kierownictwo tego oddziału, postanowiła to zmienić. Na początku lat 80. wywalczyła dla tego oddziału statut samodzielnej jednostki, pierwszej takiej na Dolnym Śląsku. Nosiła nazwę Klinika Hematologii i Chorób Rozrostowych Dzieci (w tamtych latach nie mówiło się pacjentom wprost, że mają nowotwór). Szukała też lepszej siedziby dla placówki. Wybrała budynek Akademii Medycznej przy ul. Bujwida. W 1984 roku ruszyły prace budowlane i, choć brakowało pieniędzy, materiałów budowlanych, wyposażenia, pięć lat później klinika przeniosła się do nowej siedziby. Warunki wydawały się wspaniałe:  cztero-, dwu- i jednoosobowe sale, toalety, rodzice mogli przebywać ze swoimi dziećmi w szpitalu. Z kolorowych ścian patrzyły zwierzęta i  lalki. Nie był to koniec wielkich zmian: w 1994 r. został otwarty dziecięcy Oddział Przeszczepiania Szpiku i Terapii Genowej zbudowany i wyposażony całkowicie ze środków pozabudżetowych. Fundacja ,,Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową”, której jedną z inicjatorek była prof. Bogusławska-Jaworska, wykupiła mieszkania na Hotel dla Matek w Klinice i Hotel dla Matek z Dziećmi, otwarto Oddział Intensywnej Opieki Medycznej dla dzieci chorych na nowotwory oraz Regionalne Centrum Hemofilii u Dzieci we Wrocławiu. Klinika przyjmowała coraz więcej małych pacjentów, a inne ośrodki w Polsce zazdrościły Wrocławiowi tak nowoczesnego ośrodka. W tym czasie wyleczalność nowotworów wzrosła z 15 do 85 procent.

Prof. Janina Bogusławska-Jaworska stworzyła 12 ogólnopolskich programów leczenia nowotworów dziecięcych. Organizowała międzynarodowe sympozja, reprezentowała Polskę w międzynarodowych grupach, była autorką wielu pionierskich publikacji, a także inicjatorką organizacji i budowy Szpitala Rehabilitacyjnego dla Dzieci z Chorobami Krwi w Kudowie Zdroju. Została Kawalerem Orderu Uśmiechu.

Wrocławską kliniką kierowała do 2000 roku. Nigdy nie przyzwyczaiła się do tego, że dziecko musi odejść. Miała podstawową zasadę – jedyną rzeczą nieodwracalną jest śmierć. Swoim uporem, ambicją, cierpliwością i wyobraźnią pokonywała wszelkie przeszkody, zjednywała sobie wsparcie różnych autorytetów i władz. Pracujący w klinice lekarze byli pełni podziwu dla jej aktywności i siły, także w latach, gdy sama walczyła z ciężką chorobą. Zmarła we własnej klinice w 2002 roku.

Gdy kilka lat przed śmiercią dziennikarka „Gazety Wrocławskiej” zapytała ją o jej największe marzenie, odpowiedziała: – Nigdy go już nie zrealizuję, a dotyczy nart. Jeżdżę słabo. Ale marzę o tym, że jestem w Alpach, na ośnieżonym stoku. Stoję w pełnym słońcu i ruszam w dół wolna, swobodna.

 

zdj16

Prof. Bogusława Jeżowska-Trzebiatowska

Pierwsza kobieta, która obroniła doktorat na Politechnice Lwowskiej, specjalistka od produkcji bomb dla AK, a także twórczyni wielkiej nauki na gruzach Wrocławia.

Prof. Bogusława Jeżowska-Trzebiatowska urodziła się w 1908 r. w Stanisławowie. Od początku blisko jej było do nauk przyrodniczych. Uczęszczała do gimnazjum matematyczno-przyrodniczego we Lwowie. Miała tam okazję wziąć udział w spotkaniu z Marią Skłodowską-Curie. Była pod tak wielkim wrażeniem osiągnięć i osobowości noblistki, że zdecydowała się studiować chemię na Politechnice Lwowskiej. Była jedną z 10 studentek na tym kierunku, na sto osób studiujących. Jeszcze podczas studiów, po okiem prof. Wiktora Jakóba, zaczęła prowadzić badania naukowe, zajmując się chemią pierwiastków rzadkich, a przede wszystkim renu. Doktorat obroniła w 1935 r. Przeprowadziła fundamentalne badania chemiczne tego pierwiastka – w świecie nauki nadano jej nawet przydomek „Matka Renu”.

W czasie wojny pracowała w fabryce chemicznej we Lwowie, produkującej ciężkie alkohole. W 1942 r. została przyjęta w szeregi Armii Krajowej i potajemnie, korzystając z urządzeń fabryki, przygotowywała bomby parzące i dymne. W zakładzie ukrywała też dr. Tasznera, przyszłego profesora biochemii – otrzymała za to medal Sprawiedliwego wśród Narodów Świata.

Pod koniec 1945 r. przyjechała do Wrocławia i stworzyła Zakład Chemii Nieorganicznej i Analitycznej Wydziału Farmacji (uniwersytet i politechnika działały wtedy pod wspólnym szyldem). W późniejszych latach organizowała i kierowała uniwersytecką chemią. W 1952 r. została profesorem uniwersytetu i politechniki we Wrocławiu, w 1969 dyrektorką Instytutu Chemii UWr. W 1967 r. została członkiem PAN, a w latach 1963–67 była członkiem Wydziału Chemii Nieorganicznej Międzynarodowej Unii Chemii Czystej i Stosowanej.

Naukowo zajmowała się teorią wiązań chemicznych, chemią radiacyjną, magnetochemią. Wraz z mężem – prof. Włodzimierzem Trzebiatowskim, który również był chemikiem – stworzyła we Wrocławiu jeden z najbardziej cenionych i najważniejszych w Europie ośrodków chemii i fizykochemii związków koordynacyjnych. Ośrodek przyciągał uczonych z całego świata. Była sprawną i skuteczną menedżerką.

Jako szefowa Wydziału Chemii UWr ma też na koncie kluczową inwestycję: doprowadziła do budowy jego nowej siedziby, charakterystycznego wieżowca w pobliżu mostu Grunwaldzkiego. Udało jej się też wyposażyć budynek w drogi sprzęt, a wszystko to w realiach gospodarki niedoboru, braku środków i przeciągających się inwestycji.

Zmarła w 1991 r. we Wrocławiu. Badania w obszarach, które wspierała prof. Jeżowska-Trzebiatowska, do dziś są prowadzone na Wydziale Chemii UWr. Wychowała prawie 80 doktorów, blisko 30 z nich zostało już profesorami, którzy dbają już o swoich następców. Była niezwykle ambitna, wymagająca od siebie i współpracowników, stale poszukiwała nowych obszarów badań, wyróżniając się niezwykłą intuicją naukową, i wypracowała sobie ogromny autorytet w świecie nauki. Nie bez przyczyny w świecie chemii nazywano ją Żelazną Damą.

 

Jeżowska_Trzebiatowska3

Wanda Rutkiewicz 

Weszła na osiem z 14 ośmiotysięczników. Jako trzecia kobieta na świecie, pierwsza osoba z Polski i pierwsza Europejka stanęła na Mount Evereście (8848 m), najwyższym szczycie ziemi, zaś jako pierwsza kobieta na świecie i pierwsza osoba z Polski zdobyła drugi szczyt Ziemi – K2 (8611 m), uważany za jeden z najbardziej niebezpiecznych. Wspinała się tam wraz z małżeństwem Barrardów, którzy zginęli podczas zejścia ze szczytu. Nie używała tlenu z butli.

Była kobietą od przekraczania granic, nie tylko tych dotyczących wytrzymałości, zdrowia, ale i tych między państwami – żeby podróżować w tamtych czasach, trzeba było dostać paszport. Kiedy nie miała pieniędzy, to je zdobywała. Gdy wytyczyła sobie jakiś cel, konsekwentnie go realizowała, nie słuchając nikogo. Czegokolwiek nie robiła, zawsze miała ambicje, by ciągle więcej, lepiej, najlepiej.

Opowiadała się za wspinaczkową samodzielnością kobiet. Przecierała i wytyczała szlaki, organizując wyprawy w zespołach kobiecych, także na ośmiotysięczniki. W dzisiejszej nomenklaturze była feministką: podkreślała, że kobiety są przez społeczeństwo spychane na margines.

O swoich wyprawach i płynących z nich przemyśleniach pisała w czasopismach o tematyce alpinistycznej. Była też autorką i współautorką kilku książek.

Przyjaciele i rodzina wspominają, że już od dzieciństwa była uparta i na każdym kroku demonstrowała własną niezależność.

Wanda Rutkiewicz (z domu Błaszkiewicz) pochodziła z biednej rodziny i pomagała mamie w prowadzeniu domu, jako nastolatka zarabiała na siebie i rodzinę korepetycjami, opiekowała się rodzeństwem.

Ojciec chciał, by została aktorką, a ona kręciła piruety na łyżwach, jeździła na oklep na koniu, wygrywała zawody sportowe i zdobywała medale. Na boisku była gwiazdą: niezależnie od tego, czy skakała w dal, wzwyż, rzucała dyskiem czy oszczepem. Trenerzy kłócili się między sobą, jaką dyscyplinę powinna trenować. Przez pewien czas trenowała m.in. siatkówkę –  została powołana do szerokiej kadry olimpijskiej na Tokio 1964.

W szkole najlepiej szła jej matematyka. Skończyła II LO we Wrocławiu i studia na Wydziale Łączności Politechniki Wrocławskiej. Wybrała maszyny cyfrowe, bo fascynowało ją roboty i słowo „cybernetyka”. W tych pozornie technicznych studiach widziała olbrzymi romantyzm, możliwość wyzwolenia się i buntu przeciwko temu, co ustalone. Z dyplomem inżyniera elektroniki pracowała nad maszynami cyfrowymi i prototypami polskich komputerów IMM we wrocławskim Instytucie Automatyki i Systemów Energetycznych oraz w Pracowni Układów Cyfrowych warszawskiego Instytutu Maszyn Matematycznych. Na co dzień jeździła na Junaku, najcięższym polskim motocyklu. Ścigała się też w rajdach samochodowych.

Góry były jednak jej największą pasją. Zaginęła w maju 1992 roku podczas ataku szczytowego na Kanczendzongę – chciała być pierwszą kobietą, która stanie na jej szczycie. Jej ciała nigdy nie odnaleziono.

Wanda Rutkiewicz, wspinaczka na Grand Vignemale, Pireneje, 1969 r. *** Local Caption *** Reprodukcje negatywów i slajdów (19443/1-11) udostępnione przez Wandę Rutkiewicz w 1978 r..

Maria Zduniak

Była cenioną w Polsce i na świecie naukowczynią, wybitną badaczką kultury muzycznej Wrocławia i jednym z filarów kulturalnego życia miasta. W wyjątkowy sposób zasłużyła się dla historii kultury muzycznej całego Śląska, w tym szczególnie mocno dla Wrocławia, badając i upowszechniając jego kulturę muzyczną z XIX i XX wieku.

Jako wieloletnia pedagożka Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu imponowała wiedzą we wszelkich dziedzinach teorii muzyki. Kontakt z nią inspirował i dodawał skrzydeł. Wychowała wiele pokoleń wrocławskich muzyków i muzyczek, kompozytorów i kompozytorek, dyrygentów i dyrygentek oraz teoretyków i teoretyczek muzyki. Zainicjowała niezliczoną ilość ważnych przedsięwzięć naukowych.

Zapamiętano ją nie tylko jako osobę wielkiego umysłu, ale też wielkiego serca. Niezwykle skromną i całkowicie bezinteresowną. Wspierała potrzebujących i stawała w obronie tych, których potraktowano niesprawiedliwie.

Z wrocławską Akademią Muzyczną (wcześniej Państwową Wyższą Szkołą Muzyczną we Wrocławiu) była związana przez ponad 50 lat, najpierw jako studentka teorii muzyki i fortepianu, a później jako wykładowczyni, dziekanka i prorektorka, a także kierowniczka Zakładu Historii Śląskiej Kultury Muzycznej.

Studiowała również historię sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim, a na UWr uzyskała też stopień doktora nauk humanistycznych.

Głównym przedmiotem jej zainteresowań badawczych była historia śląskiej kultury muzycznej, ze szczególnym uwzględnieniem Wrocławia. Z jej inicjatywy wrocławska Akademia Muzyczna przyjęła imię Karola Lipińskiego. Postaci wybitnego polskiego skrzypka i kompozytora profesor Maria Zduniak poświęciła wiele lat swojego naukowego życia. Traktowała naukę jako swoją pasję, ale też powinność. Mawiała, że przywracanie polskiej kulturze zapomnianych postaci i wydarzeń jest sprawą wielkiej wagi, ponieważ wiedza o nich jest konieczna dla kreowania naszej tożsamości.

Była członkinią Internationale C.M. von Weber Gesellschaft, członkinią honorową Towarzystwa Wagnerowskiego we Wrocławiu oraz rady naukowej Polsko-Niemieckiego Ośrodka Badań nad Dziedzictwem Kulturowym Śląska, a także laureatką wielu nagród resortowych i państwowych, odznaczona m.in. Krzyżem Kawalerskim (1989) i Oficerskim (2003) Orderu Odrodzenia Polski.

Odeszła w 2011 roku, w wieku 77 lat, pokonana przez chorobę, której dzielnie opierała się przez dziesięć lat. Pracowała naukowo do ostatnich chwil życia.

Wrocławskie środowisko muzyczne kultywuje jej dorobek i pamięć o niej. W 2014 roku jej imię nadano Szkole Podstawowej nr 65, Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej I st. nr 3 oraz Szkole Muzycznej I st. nr 3 we Wrocławiu.

W 2018 roku imieniem Marii Zduniak nazwano rondo na skrzyżowaniu ulic Małopanewskiej i Bystrzyckiej – serdeczna i skromna postać pani profesor wygrała plebiscyt „Ulice dla kobiet”.

prof. Maria Zduniak. Fot. Maciej Szwed - KOLOR

Zofia Gumińska

Botaniczka, specjalistka od uprawy roślin w kulturach wodnych, współtwórczyni i wieloletnia dyrektorka Ogrodu Botanicznego we Wrocławiu, menadżerka z ogromnym doświadczeniem w realizacji inwestycji w warunkach gospodarki niedoboru.

Zofia Gumińska (z domu Niklewska) urodziła się w 1917 r., w Dublanach pod Lwowem. Zainteresowania botaniką odziedziczyła zapewne po ojcu, który był profesorem fizjologii roślin i chemii rolnej. Po I wojnie światowej rodzina Niklewskich przeniosła się do Poznania. Tam Zofia ukończyła studia w 1939 r. Zdała wszystkie egzaminy końcowe, ale wybuchła wojna i dyplom inżyniera rolnika odebrała dopiero po jej zakończeniu. Wydarzenia spowodowały za to, że wcześniej niż planowała wzięła ślub: 4 września 1939 r. Zofia wyszła za Stefana Gumińskiego, później profesora fizjologii roślin Uniwersytetu Wrocławskiego.

W 1948 r. Gumińscy przyjechali do Wrocławia. Zofia została pierwszą etatową asystentką Ogrodu Botanicznego. Początkowo była jedną z dwojga pracowników Ogrodu, który przypominał wtedy bardziej linię frontu niż placówkę naukowo-badawczą. Teren był zarośnięty, poprzecinany rowami strzeleckimi, wszędzie pełno było porzuconej amunicji, broni i zapalników. Zofia Gumińska, krok po kroku, podnosiła Ogród ze zgliszczy.

Zniszczenia były tak dotkliwe i gruntowne, że właściwie musiała budować od podstaw infrastrukturę i kolekcje roślin. Od początku przywiązywała dużą wagę do zdobywania nasion i cennych okazów. Pod tym względem czasy powojenne wymagały nieraz działań nieszablonowych. Na przykład ze szklarni na przedmieściach Wrocławia, zajętych przez Armię Czerwoną, wydobyła kilkanaście odmian cennych storczyków, dawniej należących do Ogrodu Botanicznego. W późniejszych latach Ogród nabywał okazy w bardziej konwencjonalny sposób, poprzez wymianę z podobnymi ogrodami z całego świata.

Od 1958 do 1972 r. Zofia Gumińska kierowała wrocławskim Ogrodem oficjalnie (wcześniej przez 9 lat kierowała nim nieformalnie).  Powiedzieć, że była sprawną menadżerką to o wiele za mało. Zdobywanie środków finansowych, poszukiwanie materiałów i wykonawców prac budowlanych wymagało w tamtych czasach ogromnej zaradności, tym bardziej że Ogród Botaniczny nie był traktowany priorytetowo. Przy organizacji inwestycji Zofia Gumińska łączyła kompetencje detektywistyczne z rzadkim talentem do sztuki perswazji i zjednywania sobie ludzi, a także niezwykłą determinacją. Często wykorzystywała przy tym ścieżki nieformalne. Dzięki temu udało jej się doprowadzić m.in. do odbudowy kaktusiarni i palmiarni oraz remontu lub budowy wielu innych obiektów niezbędnych dla normalnego funkcjonowania i rozwoju Ogrodu.

Na koncie ma też wartościowe osiągnięcia naukowe. Zajmowała się przede wszystkim fizjologią roślin, a zwłaszcza uprawami bezglebowymi. Udoskonaliła metodę próchnicowej uprawy hydroponicznej roślin, którą wykorzystywano w szklarniach produkcyjnych w całej Polsce.

W 1963 r. uzyskała habilitację na podstawie pracy „Teoretyczne podstawy upraw hydroponicznych”. UWr trzykrotnie występował o przyznanie Zofii Gumińskiej profesury, ale nie dopuszczały do tego władze partyjne, głównie dlatego, że nie kryła swej religijności.

W 1972 r. zwolniono ją z funkcji dyrektorki Ogrodu, nie podając żadnej przyczyny. Po przejściu na emeryturę w 1978 r. nadal często gościła w Ogrodzie.

Zmarła w 2006 r. we Wrocławiu.

Gumińska Z. 50 lata 5

Wystawę współorganizują: Stowarzyszenie Dolnośląski Kongres Kobiet i Przedstawicielstwo Regionalne Komisji Europejskiej we Wrocławiu.

To kolejne wydarzenie z okazji Dolnośląskiego Roku Praw Kobiet uchwalonego przez Sejmik Województwa Dolnośląskiego.

Patronat medialny objęła Gazeta Wyborcza.

logorokukobiet logo_ce-pl-rvb-hr logo sdkk GazetaWyborcza-logo2016-655